niedziela, 17 maja 2015

Srebro

W ramach porządków przenosiny starego wpisu z drugiego bloga, tak aby pogrupować i wszystko tematycznie ułożyć. Srebro - kute na zimno i nieco rzeźbione przy użyciu mojego prezentu od męża - multiszlifierka:-) A dlaczego po takim długim czasie i w ten sposób, otóż dlatego, że mam zamiar dalej bawić się szlifierką, tylko tym razem w drewnie, więc może będę miała o czym pisać na tym zapomnianym przez wszystkich blogu...

piątek, 8 lutego 2013

Książki, zmiany i potrawka z papryki

Cóż, jako rasowy pożeracz książek, troszkę przeczytałam od ostatniego wpisu. Kryminałek "Ordynat Zaleffski" Gryzeldy Chocimirskiej w lekkim, dawnym i humorystycznym tonie, strasznie przyjemnie się go czyta , jest zdecydowanie godny polecenia. Następnie, kolejna trylogia Canavan... chyba przeczytałam całą tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia... Za to Romualda Pawlaka "Póki pies nas nie rozłączy" jest cudowną ucztą dla wielbicieli Jakuba Wędrowicza, bo mamy w tej książce postać niemalże Jakuba W., tylko w wersji takiej ugłaskanej, bardziej miastowej, nie pijącej, ale za to porywczej i mściwej jak nasz kochany Jakub W., jedziemy dalej Ch. Harris "Prawdziwe morderstwa" - poprawna jak zawsze, rasowy przeciętny kryminał, jak najbardziej do przeczytania, za to książka, którą właśnie kończę czytać, jest pt. "Złe rzeczy się zdarzają", to już kawał dobrego kryminału, z zawiłą intrygą, gdzie trup ściele się gęsto! Co prawda jeszcze nie wiem jak się skończy, bo zostało mi parę rozdziałów do doczytania, ale myślę, że się nie zawiodę. A na koniec prawdziwy rodzynek, wisienka na torcie, cud miód ultramaryna!!! Pan Feist i jego czterotomowa Saga o Wojnach Światów, jest to istna poezja dla wielbicieli fantasy, zaczyna się niepozornie, pierwszy tom ma dość banalną fabułę - księżniczka, smok, mag itp., ale już reszta to dwa odmienne światy nakreślone z rozmachem, konsekwencją, psychologią postaci, różnorodnością kulturową i cywilizacyjną tych światów. Pierwszy świat jest zbliżony kulturowo do naszego, natomiast drugi mnie kojarzył się z kulturą Japonii, być może się mylę sądząc, że autor wzorował się na mentalności Japończyków, bo cóż wstyd się przyznać, ale nie wiem zbyt wiele o Japonii, ale ta szczątkowa wiedza, którą posiadam skłoniła mnie do takich wniosków, książki te niestety mam tylko na pliku, chciałam kupić, ale nie ma ich zbyt wiele na rynku, a te które znalazłam są w absurdalnych cenach - ostatni tom potrafi kosztować nawet 180zł!!! Cóż - mówi się trudno...

zasłony, choć nie widać tego na zdjęciu, mienią się na zielono i idealnie dopełniają całości
nowe drzwi
Nowa narzuta upolowana na wyprzedaży, duża i dwustronna
Teraz o zmianach, nowe drzwi wewnętrzne w stanie surowym mamy już założone, a sypialnia dostała troszkę zieleni i tu znów przydał się do tych zmian bardzo manekin, okazuje się on być taką dużą lalką dla podstarzałej dziewczynki, która można przebierać i stylizować do woli.
Na koniec moja ulubiona potrawka z czerwonej papryki - na oliwie z oliwek z łyżką masła duszę paprykę i cebulkę, podlewam odrobinę wodą, do smaku dodaję tylko sól i cukier,  a całość zarabiam delikatnie mąką. Jest to świetny dodatek do drugiego dania, lub doskonała baza do potraw jednogarnkowych:-) W smaku słodko - kwaśne - pycha!!!

niedziela, 6 stycznia 2013

Wyróżnienie, postanowienie i co nowego

Dostałam od Rudej wyróżnienie, za które jestem ogromnie wdzięczna, miałam postanowienie aby zlikwidować ten blog i pisać tylko na koniku polskim o wszystkim, ale teraz to chyba niemożliwe:-) Choć muszę przyznać, że łączenie życia wiejskiego z miastowym czasem powoduje całkowity brak czasu i choć nie pracuję zawodowo, tylko zajmuję się domem i naszym mini gospodarstwem, to jeden samochód i konieczność przemieszczania się i dopasowywania do godzin pracy męża to tortura. Ale dzięki temu można mieć i czar wiejskiego życia, no wyłączając może palenie miałem w piecu centralnym i wywożenie gnoju ze stajni i padoku, to jednak miło jest mieszkać na odludziu z psami, kotami i konikami, a jednocześnie jeździć sobie do teatru raz, dwa razy w miesiącu, do restauracji, czy kina, powłóczyć się po księgarniach itp. Do czego zmierzam? do tego, że czasem człowiek po prostu pada na pysk i nie ma siły zjeść kolacji, ale fajnie jest! choć dwa blogi, majsterkowanie, czytanie nałogowe książek, wycieczki, a teraz już intensywne szkolenie koni, które już wczesną wiosną mnie czeka. Dlatego, ponieważ, wczoraj odbieraliśmy bilety do teatru, jednocześnie wpadając po drodze do kina na "Hobbita", wygrzebując okazje w Matrasie i zaliczając wiejski opłatek powiatowy z koncertem kolęd chóru w Wolborzu, dziś po oczyszczeniu blatu stołu padam na pysk i zdołam tylko odpowiedzieć na pytania od Rudej, a nominacje będą kiedyś... ale będą na pewno:-) Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję:-)

PYTANIA RUDEJ:
1.  Jaki jest twój ulubiony cytat, aforyzm?
Jest ich wiele, ale ostatnio chodzi za mną ze Strugackich "Poniedziałek zaczyna się w sobotę", bo to jak u mnie całkiem, często nie wiem jaki dzień tygodnia i miesiąca, dlatego że na wsi to nieważne, bo codziennie jest poniedziałek, trzeba wstać i nakarmić konie...
2. Który z bohaterów literackich jest ci najbliższy?
Mordimer, Jacka Piekary, bo nie jest święty delikatnie mówiąc, ale żyje tak święcie jak pozwala mu na to rzeczywistość, która go otacza, a jest ona straszna. To dziwny bohater na początku go nienawidziłam, nie rozumiałam, i nie chciałam o nim więcej czytać...
3. Wymarzone miejsce na spędzenie urlopu?
W moim przypadku, to chyba nie gdzie, ale jak - w siodle oczywiście:-)
4. Kto jest dla ciebie autorytetem?
Chyba nie ma jednego całkowitego, w każdej dziedzinie ktoś inny, bardzo szanuję Kołakowskiego, ale i Wilka z "Filozofa i wilka":-)
5. Jakie zachowania cenisz u innych?
Prawdomówność, odpowiedzialność, mądrość życiową
6. Twoja największa zaleta?
Ja pomyślałam o lojalności...
7. Tytuł piosenki, która najczęściej za tobą chodzi?
Jest ich ogrom od wczoraj ta z "Hobbita", którą śpiewają krasnoludy, ale ta, która do mnie chyba najczęściej wraca przez całe moje życie, to Grzegorza Turnała, a jest to wiersz Szymborskiej "Wszystko co piękne jest przemija..." nie wiem czy to tytuł, pamiętam tylko słowa i melodię.
8. Marzenie z dzieciństwa, które się spełniło?
Konie:-)
9. Jakim kwiatem mogłabyś zostać?
Kocham frezje, więc frezja chyba...
10. Ulubiony obraz?
Zima, mojego wujka, ze względów sentymentalnych
11. Ulubiony kolor?
Przydymiony róż, taki stary róż, nie wiem jak go opisać:-(

Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję za wyróżnienie i za przyjemność udzielania odpowiedzi na pytania:-)

Stół był barwiony na ciemny kolor, ale jak to w kuchni - szybko się zniszczył blat, a ponieważ krzesła do stołu mają obicia jasne, to pomyślałam sobie, że jasny blat będzie świetnie się komponował z całości, tak więc zjechałam szlifierką blat, który jednocześnie dostał gładką niezniszczoną powierzchnię i teraz tylko zastanawiam się czym go zabezpieczyć, jak już wymyślę i zrobię, to pokażę oczywiście.
A to książki upolowane wczoraj, pierwsza, to książka z mojej najnowszej listy, na której mi bardzo zależało, a druga to kryminał retro z humorem, mam nadzieję, że okaże się fajny, na razie czekając wczoraj w kawiarni na "Hobbita", który miał się zacząć dopiero za godzinę przeczytałam mężowi pierwszy rozdział na głos - zaśmiewaliśmy się strasznie, ale czegóż można było sie spodziewać po Tuwimie

wtorek, 18 grudnia 2012

Mario Vargas Llosa"Ciotka Julia i skryba"

Kilka dni temu skończyłam czytać Llossa "Ciotka Julia i skryba", książka jest zaskakująca, niby wszystko normalnie ciągnie się główny wątek, później zaczyna inny, a później jeszcze inny, i jeszcze inny, a w międzyczasie oczywiście kontynuowany jest ten główny i żaden oboczny się nie rozwija i nie jest kończony... i nagle do mnie dociera, że te watki to są opowieści radiowe jednego z głównych bohaterów, który je tworzy i można by pomyśleć, powiem więcej ja sama pomyślałabym, że podobny zabieg i konstrukcja książki będzie męcząca i rozpraszająca, zwłaszcza, że te opowieści są zupełnie nie powiązane z wątkiem gównym i żeby było śmieszniej często nierozwikłane... Gdy to do mnie dotarło, tak bardzo zaczęłam się śmiać, bo przypomniało mi się jeszcze jedno opowiadanie Marka Twaina, który ma w swoim dorobku historię, w której rozkręca wątek, a intrygę doprowadza na skraj wytrzymałości nerwowej czytelnika i w kulminacyjnym momencie, w którym to ma się rozstrzygnąć wszystko, autor przyznaje, że zabrnął tak bardzo w swej historii, że sam nie wie jak ją rozstrzygnąć i zakończyć i tak zostawia mnie i wszystkich swoich czytelników, na pastwę pustych stron i niedopowiedzianej historii. Llosa nie męczy czytelnika, a wręcz przeciwnie, tymi opowiadaniami krótkimi, odrywa nas od głównej opowieści, po czym z przyjemnością wracamy do ciotki Julii i skryby, oraz ich przyjaciół. Po przeczytaniu zerknęłam na notkę o autorze, którą odnalazłam w necie, okazuje się, że oprócz tego, że jest to Noblista, to jeszcze jego twórczość ma silne wątki autobiograficzne, co dodaje całej opowieści mnóstwa pikanterii, bo to on jest tym skrybą, który miał romans z własną ciotką (nie krwi), a później, ale o tym to przeczytajcie już sami, bo naprawdę warto:-)

niedziela, 16 grudnia 2012

Najlepsza pieczarkowa na świecie i jak ze starej koszuli zrobić wieczorową bluzkę

Jak z koszuli zrobić wieczorową bluzkę? to proste, trzeba obciąć kołnierzyk i rękawki, oraz uruchomić wyobraźnię
tą wykończyłam zarówno przy szyi, jak i rękawkach 3/4 cekinami, co nadało jej wieczorowy charakter, a koszula, której miałam już dosyć - stała się śliczną bluzeczką:-)
Kolejna, była na mnie ciut tzn. o numer za duża, a zwłaszcza kołnierzyk
rękawek
rękawek, jak i dół wykończłam koronką o bardzo podobnym wzorze
na koniec sukienka, z której robię spódnicę
ale jak ta przeróbka się zakończyła, to następnym razem...
Uwielbiam zupę pieczarkową - mniammmm! i nieskromnie dodam, że gotuję ją pyszną, oczywiście na pysznym rosole, bo rosół to zawsze podstawa.
A teraz jak ją gotuję i mój magiczny składnik:-) Najpierw na oliwie z oliwek lekko podduszam cebulkę, następnie dosypuję pieczarki, czekam chwilkę aż puszczą sok i aromat, następnie zalewam odrobiną rosołu i... ścieram jeden kapelusz prawdziwka, lub w najgorszym przypadku podgrzybka, oczywiście suszonego, wszystko długo i aromatycznie dusi się pod przykryciem, a ja stopniowo dodaję rosół, oczywiście sól, pieprz i śmietana 30% Zapomniałabym, zanim zalejemy rosołem, łycha prawdziwego masła do duszenia:-)
Na koniec jeszcze zlewozmywak, który dostał nowe rurki, a nóżki od maszyny zostały pomalowane, jest wreszcie tak jak chciałam:-)))

czwartek, 13 grudnia 2012

Styl dworkowy a mój maleńki salonik

Choć na początku, to dodane na koniec dwa zdjęcia zrobione w dzień, na pierwszym widać mnie więcej rozmiary pomieszczenia, ani duże, ani małe - apetyt rośnie w miarę jedzenia:-)
a na tym już widać mój kochany pomocnik i klatkę na kanarki - są tam dwa :-)
Postanowiłam wreszcie pokazać na blogu mój ukochany salonik inspirowany stylem dworkowym. Oczywiście jest on efektem wielu, ale to wielu kompromisów, ale jest również bardzo osobisty, gdyż większość mebli w nim znajdujących się zostało odnowionych przeze mnie :-) Nie wygląda jeszcze do końca tak jakbym chciała, biblioteczkę trzeba przerobić, dokupić sofkę i stolik, bo na razie, to wiklina przykryta narzutami, no i poduszeczkami, które sama uszyłam. A dlaczego teraz właśnie pokazuję salonik, bo choinka postawiona w sypialni przy kaloryferze niestety dramatycznie zaczęła łysieć, a salonik jest najchłodniejszym miejscem w całym domku, no chyba, że napalimy dodatkowo w naszym komineczku kaflowym, ale wtedy to jest za gorąco, nawet w największy mróz.
Nasz piecyk kaflowy, czy kominek kaflowy, daje ciepło i to rzeczywiste i to nastrojowe
nasza czytelnia i biedna choinka, regały na książki były dużym kompromisem i dużą okazją, kupione na wyprzedaży w markecie:-) jeszcze zapomniałam wspomnieć, że czerwony fotelik jest pierwszym jaki robiłam w życiu, siedzisko się deformuje, bo nikt nie chciał mi sprzedać gąbki i wypchałam go watoliną na nowe pasy i sprężyny, teraz znam życzliwego tapicera, który jak by co, to mnie podratuje:-)
krzesła są już takie jak mają być docelowo, odnowione przeze mnie, natomiast sofka i stolik, gdzieś tam są i czekają na mnie na targowisku staroci... ach zapomniałabym, tam w rogu stoi mój ukochany pomocnik dębowy, nie wymagał wiele pracy, troszkę podczyszczenia i odrobina blasku świeżej politury
stanowisko komputerowe, które już kiedyś pokazywałam, tu mieszają się style, ale trzeba pamiętać, że w starych domach często garnitury mebli się zużywały i były pewne ich części zastępowane nowymi w innym stylu, lub przywożonymi z zagranicy, tylko najbogatsi stylizowali dany pokój tylko i wyłącznie w jednym określonym stylu, a u mnie nowe i stare miesza się razem...
hmmm.... mój chyba największy wyczyn
kupiłam ten maleńki mebeleczek na starociach, cały odrapany i... ze sklejki, zerwałam wszystko i zaczęłam go stylizować i postarzać robiąc przetarcia, co ja z nim  nie robiłam, najpierw nałożyłam politurę, ale efekt mi nie do końca pasował, więc na nią zaczęłam nakładać lakierobejcę imitując rysunek drewna i nadając mu efekt francuskiego połysku, wszyscy myślą, że to jakieś stare cacuszko...
na razie stolik i sofka są opatulone szczelnie narzutami i wcale nie razi, że to wiklinka, docelowo ma być eklektyczny stolik i sofka , ale kiedy to będzie, nie wie nikt...

wtorek, 11 grudnia 2012

Remontujemy sami dom

A właściwie to ja robię pewne rzeczy sama. Oprócz odnawiania mebli zabrałam się wreszcie, bo po trzech latach od zakupu domu za remont futryn, a są one w starym domu bardzo szerokie. Długo odwlekałam tą sprawę, aż nadszedł ten moment kiedy to wyjęłam opalarkę z pudełka i zaczęłam, chciałam aby zrobił to stolarz, ale powiedział, że farby nie da się dokładnie usunąć i że trzeba zerwać framugę, a koszt jednej nowej to 1 200 zł, a ja mam takie szerokie cztery... Nigdy nie zdejmowałam starych olejnych powłok z drewna, ale byłam kiedyś w pracowni pewnego pana, który zajmuje się zawodowo renowacją mebli antycznych, a że okazał się znajomym mojego wujka, to chętnie o wszystkim opowiadał. Ja nigdy nie natrafiłam na meble pokryte farbą olejną, choć widziałam, że zdarzają się takie szafy, kredensy, krzesła, czy komody, zawsze wydawało mi się że drewno pod farbą jest zniszczone, owy pan, o którym wspominałam wytłumaczył mi, ze dzięki takim ludziom, którzy malują zabytkowe meble farbami olejnymi i zakrywają ich piękno, tacy ludzie jak on mają zabezpieczone meble przed czynnikami szkodliwymi i wystarczy, że zdejmą warstwę farby, a spod niej wychodzi istna perełka nie zniszczona wodą wilgocią itp. czynnikami. Spytałam tego pana jakim sposobem zdejmuje te okropne powłoki, a on mi na to, że jeśli chcę, to mi pokaże jak. Wyjął jakieś dziwne urządzenie, narzędzia własnej roboty i wziął w ręce rzeźbione eklektyczne krzesło pokryte warstwą farby o jakimś strasznym kolorze, rzeźbienia były ledwo widoczne, gdyż osadziła się w nich grubsza warstwa farby. Włączył coś co wyglądało jak suszka do włosów i po paru minutach moim oczom ukazał się kawałek pięknego jasnego rzeźbionego drewna, wszystko mi pokazywał i tłumaczył dokładnie jak co robić aby zdjąć farbę, a nie uszkodzić drewna. Dzięki życzliwości i pasji tego pana o niewątpliwych umiejętnościach konserwatorskich, dziś wiem jak meblom pokrytym farbą olejną przywrócić dawny blask i jak z ohydnych futryn zrobić piękne bielone drewno na styl skandynawski czy prowansalski. Wspomnieć warto jeszcze, że ów pan oprócz warsztatu w Polsce, zajmował się również odnawianiem mebli w zamku we Francji, gdzie spędzał sporą część roku. Ja nie będę odnawiać drzwi, bo bardzo mi się nie podobają, chciałabym mieć pełne i takie kupimy do odnowionych framug, gdyż te są z dobrej jakości drewna sosnowego zrobione. Kilka zdjęć z początku mojej pracy, proces będzie długotrwały, więc do wątku będę jeszcze wracać i opisywać poszczególne etapy.
Tak wygląda framuga, drzwi pomijamy, gdyż idą na opał:-) framuga ma szerokość ok. 50 cm
Narzędzia, które będą nam potrzebne, to - opalarka i szpachelki
opalamy farbę do momentu pojawienia się pęcherzyków, a następnie zdejmujemy szpachelką
Tak wygląda framuga i drewno po zdjęciu farby